Z pewnością zdążyłeś już zaobserwować, iż świat wyznaje dwie skrajne filozofie i co znamienne, tylko nielicznych ustawia po tej radośniejszej stronie barykady.

Co mam tutaj na myśli?
Otóż przyjęło się myślenie, iż synonimem zdrowia psychicznego są aspiracje, pasje i marzenia, jednakże równocześnie uczy się (a przynajmniej kategorycznie nie zabrania) mieć nadzieję oraz jak uczynić z niej wyznanie, które poprzez codzienne praktykowanie i ceremonialne oddanie za pomocą tzw. zbiegów okoliczności zaprowadzi ten upragniony, życiowy rytm.
Zastanawiasz się, dlaczego hołduję zasadzie wystrzegania się oczekiwań?
Widzisz, upieram się przy tym, albowiem z samego założenia jest to powodem budowania zależności, oraz zrzucania, lub odsuwania od siebie odpowiedzialności za własne działania (choć w tym wypadku – ich brak).
Wiara w cokolwiek bowiem to przeciwieństwo organizacji i zasadniczo rodzi bierność oraz namacalne przyzwolenie, wymówkę lub pretekst ku temu, by nie porywać się na zupełnie nic. W końcu przeznaczenie ma na NAS największy wpływ…
Jest to swoiste odtrącenie od siebie koncepcji, która winna być dla każdej jednostki z marszu priorytetowa, a we wskazanym ujęciu okazuje się, iż nie… Nie jest. Nie mamy prawa uznawać, iż to my stanowimy o własnym bycie i istnieniu.
Mówimy tu stricte o niezależności względem „losu”, gdyż pod ten podlegamy wyłącznie z dwóch powodów: z poczucia niewiedzy (przez wzgląd na żywione przekonania) oraz z przymuszonej woli (choć o aspektach posiadania silnych morale porozmawiamy kiedy indziej).
Przejawianie nadziei sprawia, iż zapominasz, kto tak naprawdę dzierży w ręku ster, albowiem w ten sposób pozwalasz sobie sądzić, iż to coś innego, „zewnętrznego” posiada nad Tobą większą władzę.
„Coś”, a więc nic z góry określonego, nic namacalnego, ale czyhającego, huczącego i gromiącego niezbyt pewne swego jednostki, na których słabości poluje przez cały – wzdłuż i wszerz – świat.

Czy tak powinien postrzegać rzeczywistość mieszkaniec Ziemi w wysoce modernistycznie urządzonym dwudziestym pierwszym wieku?
Gdyż tak, można powiedzieć, iż jest to swego rodzaju oksymoron, którego, jednak uczy się większości, czy to poprzez hollywoodzkie odnośniki, czy bardziej lub mniej lotne i zalotne telenowele.
Z pewnością bowiem nie jesteś w stanie zliczyć, ile razy nadziałeś się na odniesienie miłości czekającej za rogiem…
Czy lepszej przyszłości upchniętej za następnym zakrętem…
Tudzież widma zmiany spolegliwie stojącego za mostem… Oraz każdego innego, dowolnego horyzontu potrzebującego nie wiadomo jakiej zachęty, aby sam zechciał przyjść.
Musisz, wszakże wiedzieć, że emisja, na którą się wystawiasz ma na Ciebie faktyczny wpływ, niezależnie, czy jesteś tego świadomy wystarczająco, czy mniej.
A to oznacza, iż utożsamiasz siebie z często i mocno fatygowaną treścią.
Co w gruncie rzeczy eksponuje, jak ważną stanowisz rolę i jak wielką posiadasz odpowiedzialność akuratnego doboru konstruktywnych trendów i wieści.
Warto tutaj, również wrócić do kwestii niezależności od losu i wspomnieć, iż odwieczne oczekiwanie na zmiany jest przejawem konsumpcyjnego podejścia do życia, czego wszystkich nas nauczono, jednakże przychodzi taki moment, gdy upadłe lub mało wzięte tendencje zwyczajnie się weryfikuje, choćby przez wzgląd na fakt, iż coś nam w życiu usilnie nie wychodzi. A ma. Gdyż po prostu chcemy się realizować.
W takiej perspektywie nie możemy liczyć na to, iż cokolwiek, co nawet „zjawiłoby się” w naszym doświadczeniu samo, przyniesie stałą satysfakcję, albowiem, jak w sytuacji bycia wyłącznie biorcą (a nie sprawcą) będziemy czerpać radość z podstawianych pod nos nieswoich owoców?
W czym upatrzymy naszą rolę i względem czego poczujemy uznanie?

Ostatecznie te plony nie są bowiem wypadkową naszej determinacji, nie wynikają z osobistej sprawczości, ani wzięcia rzeczy we własne godne ręce, a zostały nam podane, jak cukier.
To proste oraz ulotne i właśnie, dlatego nie da się na tym budować.
Ani poczucia własnej wartości, ani posiadanej siły i samozaparcia do podejmowania oraz realizowania siebie.
Gdyż, patrząc na to wszystko obiektywnym okiem, triumf to wartość wewnętrzna zamocowana na poczuciu, iż cokolwiek ma miejsce, jestem tą najlepszą osobą, która te lub inne konieczne okoliczności sama zaprowadzi i powoła. A co do tego można mieć wyłączną pewność jedynie, wówczas, gdy wyzbywamy się nadziei i kończymy żartować, biorąc się za wytyczenie kierunku, priorytetu i celów, a w tym ustalamy zasadny zakres wymaganej pracy.
Warto w tym miejscu, również zauważyć na jaką zwłokę możemy sobie pozwolić, dysponując ograniczonym zasobem czasu oraz, która z naszych zwiędłych tendencji odbiera chęci i rozmach.
Albowiem, istotnie od wykopania z miejsca zdarzeń tego odniesienia, należy zmiany zapoczątkować.